Dusza skrzypiec
Kiedy byłam mała, rysowałam dźwięki kolorowymi kredkami. Później nuciłam melodie zapisane na swoich rysunkach. Niestety, zdecydowanie odmawiałam zawarcia bliższej znajomości ze skrzypcami. Dlatego kiedy pierwszy raz zabrano mnie do Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu, uczuciem dominującym był strach.
W gablocie leżały skrzypce. Pamiątka rodzinna, która znalazła swoje miejsce wśród innych milczących instrumentów. Podczas kolejnych wizyt powoli opanowywałam uczucie niepokoju. Oddzielona szybą od skrzypiec czułam, że przestają być dla mnie zagrożeniem. Moją duszę bardziej interesował fortepian. Był silny i fascynujący, jak maszyna parowa. Do muzeum chodziłam nie tylko odwiedzać eksponaty. Najlepiej zapamiętałam koncert muzyki barokowej. Wykonawcy w strojach z epoki przenieśli publiczność w czasie. Wiolonczela, fagot i viola da gamba rozbrzmiewały w wielu kompozycjach. Z przyjemnością uczestniczyłam również w kolejnych odsłonach Międzynarodowego Festiwalu Celtyckiego.

Na kilka lat muzeum zamilkło. Powodem była między innymi termomodernizacja budynku.
Instytucja powstała z inicjatywy Zdzisława Szulca. Był kupcem, który w okresie międzywojennym zgromadził duży zbiór instrumentów muzycznych. Po wojnie część kolekcji stworzyła podwaliny działu instrumentów muzycznych Muzeum Wielkopolskiego, później Narodowego aż wreszcie Muzeum Instrumentów Muzycznych. Kolekcjoner pełnił tam od 1945 roku dożywotnio funkcję kustosza. Szulc był też współtwórcą i wiceprezesem Stowarzyszenia Polskich Artystów Lutników. Opracował również w 1949 „Katalog opisowy zbioru instrumentów muzycznych” i w 1949 „Katalog instrumentów muzycznych Muzeum Wielkopolskiego”. W 1953 roku powstał „Słownik lutników polskich”. Przekazanie przez kolekcjonera osiemdziesięciu obiektów nie tylko stworzyło podstawy dzisiejszego muzeum. Rozpoczął się nowy rozdział w dziejach polskiej kultury muzycznej. Dowodem na to jest między innymi najstarsza tradycja Koncertów Sylwestrowych, które organizowane są od 1952 roku.

Byłam bardzo ciekawa zmian, jakie nastąpiły w odnowionym Muzeum Instrumentów Muzycznych. Dwie pierwsze kondygnacje skoncentrowane są na historii artystycznej muzyki europejskiej, polskiej i poznańskiej. Badając świat świeckiej muzyki instrumentalnej oraz sakralnej znajdziemy się w osiemnastym wieku. Tutaj żegnamy czasy muzyki dworskiej. Na pierwszym piętrze poznajemy tajniki muzyki kameralnej i salonowej, odkrywamy świat orkiestry oraz życiorysy słynnych wirtuozów skrzypiec. Dzięki przewodnikowi multimedialnemu mamy możliwość usłyszenia, jak brzmią poszczególne instrumenty. W tej chwili są to ogólnie dostępne nagrania, ale istnieje szansa, że zostaną zastąpione dźwiękami instrumentów z muzealnej kolekcji. Na pierwszym piętrze mamy szansę dowiedzieć się i usłyszeć, jak powstawała awangardowa muzyka dwudziestego wieku.
Drugie piętro oszałamia różnorodnością i bogactwa form instrumentów, a także ich funkcji. Tradycje muzyczne różnych kultur świata śledzimy słuchając niezwykle złożonej muzyki indyjskiej czy prekolumbijskich dzięków grzechotek i gwizdków.

W poznańskim muzeum działa jedyna w Polsce Pracownia Konserwacji Instrumentów Muzycznych. Dzięki darowiźnie od Rainera Webera, wybitnego konserwatora zabytkowych instrumentów oraz twórcy ich kopii, pracownia została poszerzona o dodatkowe pomieszczenie. W darze otrzymano pełne wyposażenie do rekonstrukcji oraz konserwacji instrumentów dętych drewnianych, a także bezcenną dokumentację konserwatorską.
Po spotkaniu z europejskimi instrumentami profesjonalnymi i ludowymi oraz po ferii barw i dźwięków instrumentów pozaeuropejskich, wróciłam do galerii, w której znalazła się ekspozycja skrzypiec królewskich Tomasza Panufnika.

Wszystko tu było inne, niż zapamiętałam. Dużo lepsze. Skrzypce wyglądają, jakby były zawieszone w powietrzu. Nie są martwe. Dzięki oświetleniu miałam wrażenie, że słyszę ich oddech. Wróciły wspomnienia, kiedy mój Dziadek Kazimierz otrzymywał listy z dalekiej Anglii od Andrzeja Panufnika, syna twórcy królewskich skrzypiec. Rodzina zbierała się w okół stołu i słuchaliśmy wiadomości o pracy, koncertach i sprawach rodzinnych. W każdym liście Andrzej podkreślał, jak bardzo jest dumny ze swoich dzieci. Zawsze pamiętał o pozdrowieniach albo krótkich wiadomościach dla członków rodziny.

Światła żyrandola odbijały się w lustrze serwantki. Patrzyłam na małą, porcelanową tancerkę i nie rozumiałam dlaczego wszyscy są tacy poważni. Kiedy w liście znajdowały się słowa skierowane specjalnie do mnie dziękowałam i znikałam. Teraz, stojąc przed gablotą z ekspozycją skrzypiec, już się nie bałam. Spokojnie patrzyłam w twarz wyrzeźbionej kobiety. Nuciła coś cicho.
0 KOMENTARZY