Wojna w Muzeum
Zgromadzona wokół słupa ogłoszeniowego grupa ludzi głośno wymieniała poglądy. Podeszłam bliżej.
Widziała pani, co będzie w tym roku?
Ludzie rozstąpili się i wtedy zobaczyłam plakat.
Wojna będzie. Ja nie idę, jeszcze to wszystko pamiętam. – zadeklarował starszy pan.
A ja przyjdę. Chcę się spotkać z Grażynką. – kobieta oddaliła się, opierając ręce na skrzypiącym balkoniku.
Poczułam chłodny powiew wiatru. Jak można spotkać się z kimś, kto udał się tam, skąd się już nie wraca? Noc w Muzeum. Czas wojny. Taki był tytuł tegorocznego, dwunastego już spotkania słupeckich entuzjastów historii. Zaczęło się nietypowo. Miejsce zbiórki wyznaczono na romantycznym mostku przy niewielkim stawku z fontanną. To ulubione miejsce spotkań łabędzi i… zakochanych. W dniu imprezy oficjalnie zachęcono do zakładania kłódek na mostku, jako symbolu przyjaźni. Podczas przemówień podkreślano, że miłość i przyjaźń istnieją zawsze, poza czasem. Po raz kolejny uczniowie ze słupeckiego liceum odegrali scenki z życia najsłynniejszych słupeckich przyjaciółek Grażyny Harmacińskiej-Nyczki i Danki Rozentalówny. Dokument fabularyzowany pod tytułem „Przyjaciółki” przybliżył nam nam historię dziewcząt. Gażyna Harmacińska-Nyczka opowiada w nim o swojej przyjaciółce z czasów okupacji, Dance – słupeckiej Żydówce . Dzięki niespożytej aktywności dyrektor Muzeum w Słupcy, ta historia wciąż jest żywa i z przyjemnością się do niej wraca mimo faktu, że rozgrywała się w tragicznych okolicznościach.
Ważnym momentem imprezy było odsłonięcie szczególnej ławki. Miejsce jest dedykowane słupeckim przyjaciółkom. Kiedy tylko honorowi goście zaczęli kierować się w stronę pobliskiego muzeum, pozostali uczestnicy spotkania natychmiast wyrazili chęć zrobienia sobie pamiątkowej fotografii na ławce.
Zróbmy sobie tu zdjęcie – prosiła elegancka kobieta w kapeluszu
Ależ my jesteśmy małżeństwem… – oponował mąż.
Żona jednak pod wpływem pełnych emocji przemówień dyrektor muzeum, Beaty Czerniak, jak i wzruszającej etiudy odegranej przez młodzież, nie chciała zrezygnować.
Kiedy znaleźliśmy się na terenie muzeum, czekały na nas kolejne wzruszające atrakcje. Pierwszą był spektakl grupy teatralnej Human Sapiens z LO w Słupcy pod tytułem Chcemy śpiewania gwiazd. Opowiadał on o nadziejach i marzeniach grupy młodych absolwentów szkoły w przededniu wybuchu wojny. Emocjonujący był dla widowni fakt, że wśród aktorów rzeczywiście było kilkoro maturzystów. Wzruszenie, które ogarnęło publiczność, zostało zakłócone przez wypowiedź pana, który twierdził, że na tegoroczne spotkanie nie przyjdzie. Stał za ogrodzeniem i przyglądał się wszystkiemu z dużym zaangażowaniem.
Wojna, przyjaźń, co wy tam wiecie… Wam to tylko cukierków brakowało… – skomentował.
Co roku o oprawę kulinarna dba słupecki Zespół Szkół Ekonomicznych im. M. Jackowskiego. W tym roku uczniowie i mistrzyni kuchni Anna Rajzner przygotowali białą polewkę. Pani Beata Czerniak przeglądając zapiski z okresu wojny znalazła kilka potraw, które stały się inspiracją dla młodych adeptów sztuki kulinarnej.
Kiedy zapadał zmrok, kolorowe lampki zawieszone wśród drzew stwarzały klimat do spokojnych rozmów na temat przedstawienia oraz wystaw w muzeum. Obok wystawy dotyczącej renowacji kościoła parafialnego Św. Mikołaja w Młodojewie ustawiono projektor z filmem.
O co tu chodzi? – zapytała mnie dziewczynka .
To film o zrabowanych działach sztuki.
Mała zastanawiała się przez chwilę.
Jak dorosnę, to je wszystkie znajdę.
W kolejnej sali goście z uśmiechem oglądali filmy przybliżające zarówno postać Grażyny Harmacińskiej-Nyczki, jak i Danki Rozentalówny. Najważniejsza tego wieczoru wystawa miała miejsce na piętrze. Muzeum w Słupcy mieści w przedwojennej willi, a pani dyrektor umiejętnie wykorzystuje przestrzeń wystawienniczą, zachowując jednak przyjazny, domowy nastrój. Grażyna Harmacińska-Nyczka miała rozpocząć naukę w szkole, w Poznaniu. Wybuch wojny sprawił, że zatrzymała się w Słupcy. Przez całą okupację prowadziła dziennik. Zebrany materiał nie miał zobaczyć światła dziennego ze względu na osobiste wyznania autorki. Mijały lata i pani Grażyna zaczęła sama dostrzegać olbrzymią wartość tych zapisków z dnia powszedniego. Pani Beata Czerniak podjęła się olbrzymiego trudu wybrania fragmentów, które są dla współczesnego czytelnika interesujące. Jednocześnie zwracając się w kierunku gwiazd, wyraziła nadzieję, że nie naruszyła zaufania autorki dzienników.
8 VII 1940 r. Poniedziałek
(…) Igor idzie do kina, bo w Słupcy dziś pierwszy raz będą wyświetlać wojnę polsko-niemiecką i niemiecko-belgijską. Ojciec mi nie pozwolił iść. Mówił, że to dla Polaka za bolesny widok.
Środa 15 maja 1940
Wczoraj byłam u H. i przyniosłam bzu. Od Jabłońskich dostałam 3 narcyzy. To wszystko dałam Zosi na imieniny. Tak mi serce waliło, bo nie lubie winszować. (…) Poszłyśmy do Danki Rozental. Danka to miła dziewczynka, Żydówka. Danka ma do mnie zaufanie. (…) Napisałam już 3 nowelki:”Jednorożce.Wirusy” i „Z życia pensjonarek w internacie”. Danka co ich napisała! A jakie śliczne! Moje to sie moga do niej skryć!. Na razie kończę. Bo dziś gotuję i musze iść zajrzeć do kolacji.”
Grażyna Harmacińska-Nyczka nie została pisarką. Rozpoczęła studia w Państwowej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu u profesorów: Hipolita Polańskiego, Eustachego Wasilkowskiego i Jana Piaseckiego.Dyplom oraz tytuł magistra sztuki uzyskała w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Jako specjalizację wybrała malarstwo sztalugowe. Obraz, który reprezentował jej ówczesne doświadczenia malarskie nosił tytuł: Jarmark w Słupcy. Debiut malarski słupczanki z urodzenia miał miejsce w 1953 roku w warszawskiej Zachęcie. Obraz olejny Wyzwolenie Słupcy otrzymał jedną z głównych nagród. Być może jest to zapis wspomnień, gdyż, jak wynika ze wspomnień, była tamtego dnia na Małym Rynku w Słupcy. Grażyna Harmacińska za miejsce dla siebie szczególnie ważne wybrała Zagórów, rodzinną miejscowość babki i matki. Wracała tu każdego lata, chociaż wraz z mężem zamieszkali w Szczecinie. Mimo swego imponującego dorobku zachowała w sobie spokój i olbrzymią życzliwość dla ludzi i świata. O jej twórczości opowiada film K. Gordona : Przyjechała nasza malarka znaczy… Jest już lato.
Kilka obrazów artystki umieszczonych na parterze zwracało na siebie uwagę unikatowym zapisem nie tylko krajobrazu, ale również stanu własnych uczuć.
Podczas trwania festynu pojawiała się i znikała pani Małgosia, córka Grazyny Harmacińskiej-Nyczki. Jak dobry duch zwracała uwagę na szczegóły wystawy i dzieliła się wspomnieniami. Byłam ciekawa, co spowodowało to, że „nasza malarka” chętnie wracała w okolice, gdzie tak trudno upływało jej życie. Pani Małgosia opowiedziała, że dla jej mamy była to kraina młodości, tutaj dorastała, tutaj znalazła przyjaciółkę. Byłam bardzo wdzięczna za rozmowę, której z upodobaniem przysłuchiwali się zwiedzający. Bez względu na trudne warunki zawsze jest coś, co może sprawić, że będzie chciało się być, tworzyć i żyć.
Późnym wieczorem miał miejsce koncert piosenek Mieczysława Fogga. Utwory brawurowo wykonywał zespół Piotr K… Razy dwa z Warszawy. Wśród powracającej nocą z muzeum publiczności brzmiały głosy wdzięczności za wieczór pełen ciepła i inspiracji. Bez względu na czas, w jakim przyszło nam dorastać, warto pamiętać o wartościach, które nigdy nie przemijają.
0 KOMENTARZY