Życzliwość i groza
Kiedy wysiadłam na przystanku tramwajowym w Nowej Hucie, poczułam się jak cudzoziemka. Miałam niewytłumaczalne wrażenie, że chociaż ulice w mroźne przedpołudnie były puste, nie byłam sama. Nie chodziło o towarzystwo innych stypendystów KFnrD, ale o jakąś nieporuszalną obecność. Historia tych okolic dawała o sobie znać, kiedy wszyscy czekaliśmy na otwarcie drzwi wejściowych Muzeum PRL-u.
Instytucja znajduje się w budynku, w którym mieściło się kiedyś kino „Światowid”. Zaprojektowany został przez Andrzeja
Uniejewskiego, wzniesiono go w latach 1955–1957. Jako siedziba kina działał do roku 1992. Muzeum współtworzą obecnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz gmina miejska Kraków. Jego zbiory obejmują przedmioty z lat 1944–1989. Znajduje się tam też przypominające salon pomieszczenie, gdzie plakaty, sprzęty, meble, książki i zabawki z tego okresu zwiedzający mogą podziwiać, a nawet zakupić.
Pierwszą wystawę, jaką miałam okazję zobaczyć, zatytułowano „Atomowa groza. Schrony w Nowej Hucie”. Jest to ekspozycja stała Muzeum PRL-u, za której scenariusz odpowiedzialni są Zbigniew Semik i Tomasz Mierzwa, aranżacją zajął się Łukasz Sarnat, wszystko pod okiem kierownika projektu – Ryszarda Kozika. Ma ona na celu zapoznanie zwiedzających z faktografią związaną z budową schronów i wydarzeniami lat pięćdziesiątych oraz obalenie dotyczących ich mitów. Ekspozycja składa się z autentycznych plakatów, przedmiotów i wyposażenia mających charakter propagandowy lub służących zapewnieniu bezpieczeństwa obywatelom. Urządzenia pod napięciem, maski tlenowe i instrukcje tłumaczące właściwe zachowania w przypadku ataku jądrowego współczesnym przypominać mogą atrybuty wykorzystywane w powieściach post-apokaliptycznych. Tymczasem jest to rekonstrukcja rzeczywistości, z którą mieszkańcy Nowej Huty musieli mierzyć się na co dzień. O zimnej wojnie, wyścigu zbrojeń i obawami przed wybuchem III wojny światowej oraz jak wykorzystywano je jako narzędzia szerzenia treści propagandowej opowiadają również liczne zdjęcia z obszernymi opisami wiszące na ścianach oraz krótki film, który można zobaczyć w osobnej sali. A to wszystko w bezpiecznych warunkach pod ziemią, bez potrzeby wychodzenia na powierzchnię.
„Staram się uchwycić moment, w którym coś dzieje się we wnętrzu człowieka, szukam emocji i wtedy naciskam spust migawki. Ten stan określam jako intensywny moment. Wyczuwam relacje między elementami obrazu – modelem i jego otoczeniem. Na zdjęciach unikam bałaganu, ponieważ chcę, by moje kompozycje były malarskie” to słowa Mariana Schmidta, wybitnego fotografa i pedagoga, którego twórczości poświęcono wystawę zatytułowaną „Inside Poland. Marian Schmidt. Fotografie”. Chociaż Schmidt zmarł w marcu 2018 roku, jego zdjęcia i przedstawione na nich treści pozostają żywe. W muzeum można oglądać fragmenty reporterskich cykli z lat siedemdziesiątych, kilkanaście zdjęć ze współczesnej Polski oraz elementy pochodzące z rodzinnego archiwum twórcy. Sala pełna jest metalowych stelaży utrzymujących prezentowane dzieła z krótkimi opisami i w pierwszej chwili po przekroczeniu jej progu sprawia niepozorne wrażenie. Jednak już po chwili obcowania z perspektywą artysty, jego humanizmem i nadzwyczajną zdolnością do prezentowania ich w formie wizualnego dzieła uświadomiła mi, że te ekspresyjne kadry i ich wysublimowana wymowa nie stanowią wyłącznie dokumentalnych zapisów minionej rzeczywistości. Świadczą o ogromnej życzliwości ich autora w stosunku do ludzi, co może być zaskakujące zważywszy na okres historyczny, w którym przyszło mu tworzyć. Z jego fotografii bije dobro i zrozumienie, chociaż podejmują one często tematy dramatyczne. Wystawę można oglądać do 28 lutego 2019 roku i jest to jedna z tych, które dla własnej satysfakcji warto zobaczyć.
Muzeum PRL-u przypomina o czasach, w których ludzie żyli w nieustannym niepokoju. Nie tłumaczy jednak tylko historii – tłumaczy człowieka posiadającego umiejętność adaptowania się w skomplikowanych sytuacjach. Człowieka, który w obliczu otaczających go sprzecznych informacji i wiszącego w powietrzu śmiertelnego zagrożenia nadal potrafi być dobry i zdyscyplinowany. Uczy, jak przestać czuć się obcym wśród ludzi, w zmieniającym się otoczeniu. A jest to zdecydowanie wartościowa lekcja.
(fot. Autorka)
0 KOMENTARZY