Przejdź do głownej zawartości

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich osobom trzecim. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies

Bunkier Hitlera znów do obejrzenia w Berlinie

Po II wojnie światowej Niemcy dbali o to, żeby w przestrzeni publicznej zachowało się jak najmniej śladów po III Rzeszy. Wbrew temu trendowi poszli twórcy nowej wystawy “Hitler. Jak mogło do tego dojść”, którą można obejrzeć w Berlinie.

Adolf Hitler popełnił samobójstwo 30 kwietnia 1945 r. w swoim bunkrze umiejscowionym w samym centrum Berlina, tuż obok kancelarii Rzeszy. Pierwsze próby wysadzenia konstrukcji w powietrze podjęto w 1947 r. Jednak wiele elementów było ciągle widocznych w terenie. Przez kilka dziesięcioleci teren ten był nieco zapuszczony, bo niedaleko przebiegał Mur Berliński. Ostatecznie po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. powstało w tym miejscu osiedle i parking. Wszelki ślad po bunkrze zaginął.

Bunkier ożył jednak w maju 2017 r. Ale w innym miejscu i w innej formie. Prywatna firma otworzyła na terenie berlińskiej dzielnicy Kreuzberg stałą wystawę zatytułowaną “Hitler. Jak mogło do tego dojść?” (niem. “Hitler. Wie konnte es geschechen?”). Ekspozycja znajduje się nie tyle w bunkrze, co w schronie. Dla osób mało obeznanych z militariami nie jest to oczywista różnica. Schron ten co prawda pochodzi z czasów II wojny światowej, ale korzystali z niego głównie cywile, którzy chcieli przetrwać alianckie naloty bombowe. Hitler w tym miejscu nigdy się nie pojawił…

Ekspozycja od początku istnienia wzbudziła wielkie zainteresowanie, ale też nieco kontrowersji. Jaki cel przyświecał jej twórcom? Co możemy w tym schronie zobaczyć? Jeszcze przed wizytą, nie wczytując się zbytnio w doniesienia na jej temat byłem przekonany, że wewnątrz odtworzono wnętrza zniszczonego już bunkra Hitlera. Ale po co, skoro Niemcy tak bardzo chcieli zatrzeć ślady po tym nazistowskim dyktatorze? Nie pozostało nic innego, jak przekonać się samemu.

Co zastałem na miejscu? W skrócie – przegadaną wystawę na temat III Rzeszy i tego, jak naziści doszli do władzy. W olbrzymim, kilkupiętrowym schronie wiele z pomieszczeń wypełnionych jest dużymi planszami z olbrzymią ilością tekstu. Te przybliżają dzieje Niemiec od lat 30. XX wieku do II wojny światowej. Zabytków jest naprawdę niewiele i nie ma wśród nich żadnych przedmiotów godnych uwagi. W dużej mierze ekspozycja ma układ chronologiczny. W pierwszej części więcej jest w niej na temat postaci Adolfa Hitlera. Rozwiano tam na przykład liczne mity m.in. dotyczące jego rzekomej ucieczki do Ameryki Południowej po klęsce Niemiec w II wojny światowej. Potem narracja związana z Hitlerem rozmywa się wśród ogólnej opowieści na temat wojny i wszelkich okropieństw z nią związanych, łącznie z bardzo sugestywnie i wstrząsająco ukazanym Holokaustem. W tym celu posłużono się wielkoformatowymi fotografiami.

Ale jest też i bunkier Hitlera. Twórcy muzeum zrekonstruowali gabinet Führera – jak twierdzą – z dbałością o najmniejsze szczegóły. Na szczęście zadbano o to, żeby zwiedzający nie siadali na fotelach czy kanapie i pstrykali sobie selfie – całość jest odgrodzona szybą. Dalej możemy obejrzeć cyfrowe rekonstrukcje bunkra, jak i jego makietę i ponownie poczytać bardzo sporo na dużych planszach.

Co ciekawe, wbrew powszechnej tendencji w muzealnictwie, w schronie nie można robić zdjęć. Nie jest to dla mnie zrozumiałe – flesz nie zniszczyłby żadnych zabytków, a osoba, która nie byłaby w stanie przeczytać wszystkich plansz, mogłaby sobie później w zaciszu domowym powrócić do interesujących ją treści. Niestety takiej szansy nie ma.

“Wer Bunker baut, wirft bomben” (Ten, kto buduje bunkier, rzuca bomby”) – taki napis widnieje nad wejściem do schronu. Niegdyś, gdy budowla była opuszczona i nie mieściła w sobie jeszcze ekspozycji, podobnych graffiti było więcej. Ten jednak twórcy wystawy postanowili pozostawić. Odniosłem wrażenie, że ci bili się z myślami, w jaki sposób uzasadnić jej istnienie – i chyba wytrychem okazało się to, by miała wymiar antywojenny. Dlatego przed wejściem do schronu, jak i na głównej stronie ekspozycji, jest duże zdjęcie jej pomysłodawcy w towarzystwie ambasadora Izraela w Niemczech Jeremy Issacharoffa. Obok jest cytat jego wypowiedzi:

Bylem pod wielkim wrażeniem i poruszony. To niesamowicie efektywne przypomnienie, jak powinniśmy walczyć z wszelkimi formami antysemityzmu, rasizmu i ksenofobii.

Bunkier Hitlera nieprzypadkowo zmieciono z powierzchni ziemi po to, aby nie stał się miejscem kultu neonazistów. Do 2006 r. lokalizacja ta była znana tylko wtajemniczonym. Jednak w 2006 r. Na parkingu, gdzie niegdyś bunkier się znajdował wykonano tablicę informacyjną. Na jej odsłonięciu pojawił się nawet ostatni żyjący mieszkaniec bunkra Rochus Misch (miał wówczas 88 lat). Był ochroniarzem i telefonistą Hitlera…

Po kilku dekadach od zupełnego zniszczenia miejsca, które na zawsze miało zniknąć z przestrzeni publicznej powrócono do koncepcji jego specyficznej rewitalizacji. Czy właściwym uzasadnieniem tego jest chęć zaspokojenia ciekawości turystów, którzy wielokrotnie dopytywali i dopytują przewodników o lokalizację bunkra Hitlera? Ze schronu wychodziłem z bardzo mieszanymi odczuciami.

Gdy w internetowej wyszukiwarce wpiszemy słowa “Hitler bunker Berlin” jeden z pierwszych wyników zaprowadzi nas na oficjalną stronę ekspozycji w schronie na Kreuzbergu lub do jednego z wielu jej opisów. Osoba niewtajemniczona może pomyśleć, że to jest TEN bunkier. TEN, czyli należący do Hitlera. Czy był to rozmyślny chwyt marketingowy?

Ekspozycja ta zawiera olbrzymią dawkę informacji (niestety podaną głównie w postaci plansz). Dość marnie prezentują się dioramy ukazujące m.in. zniszczony Berlin. Wśród multimediów moją uwagę przykuł film pokazujący niszczenie popiersia Hitlera przez twórców wystawy, które potem (sklejone?) znalazło się właśnie w jednej z dioram. Ewidentnie zabrakło oryginalnego i ciekawego sposobu pokazania trudnego tematu. Nie zastosowano tu nowoczesnych rozwiązań wystawienniczych – tutaj czas jakby zatrzymał się na poziomie rozwiązań stosowanych kilka dekad temu. Całość wygląda po prostu dość amatorsko i niskokosztowo, tymczasem bilet wstępu wcale tani nie jest – cena dorównuje głównym muzealnym atrakcjom Berlina.

Nie jest też dla mnie jasne, co ma wnieść do poznania III Rzeszy i źródeł jej zła możliwość obejrzenia zrekonstruowanej pracowni jej przywódcy. Jej pomysłodawcy zdają sobie jednak sprawę z tego, jaką publikę może bunkier przyciągnąć. W regulaminie obiektu napisano, że zabronione jest wchodzenie do obiektu z wyeksponowanymi symbolami skrajnej prawicy. Nie jest też akceptowane “gloryfikowanie, trywializowanie i negowanie zbrodni nazistowskich”. Oby zatem “odrodzony” bunkier uświadomił jego gościom skalę zbrodni III Rzeszy, tak aby nigdy więcej do nich nie dopuścić.

Tuż przy wejściu (i wyjściu zarazem) jest sklepik – tutaj możemy zapoznać się i zakupić bardzo różnorodne książki dotyczące II wojny światowej i ogólnie – historii Berlina i inne gadżety. Z reguły w podobnych miejscach wydaje się jego obecność zrozumiała – tu poczułem pewien zgrzyt – najpierw płacąc niemałą kwotę za wstęp, a potem oglądając stoisko, która równie dobrze mogło znajdować się w muzeum przyrodniczym czy techniki. A gdzie czas na refleksję? Zadumę? Zarabia się tutaj ewidentnie na nazwisku arcyłotra, który sterroryzował pół świata! Wstęp do podobnych placówek prezentujących niegodziwości III Rzeszy – na przykład muzeum na otwartym powietrzu Topografia Terroru, gdzie znajdowały się siedziby Gestapo i SS, jest bezpłatny. Podobnie jest w przypadku berlińskiego muzeum ukazującego ruch oporu w czasach Hitlera. A najbardziej wymownym i symbolicznym miejscem jest chyba Nowy Odwach przy słynnej alei Unter den Linden w samym sercu Berlina. Za czasów Hitlera miejsce to stanowiło tło jego wystąpień. Jednocześnie upamiętniano tam żołnierzy poległych w I wojnie światowej. Teraz w centralnej części odwachu można oglądać kopię rzeźby Käthe Kollwitz “Matka ze zmarłym synem”, którego wymowa jest jednoznacznie antywojenna. Wstęp do obiektu jest oczywiście bezpłatny.

Szkoda, że w przypadku bunkra Hitlera tematu zawczasu nie podjęto się na szczeblu władz miasta, bo wymienione przeze mnie miejsca powstały właśnie z jego inicjatywy. Może wtedy przedsięwzięcie to byłoby bardziej udane i skłaniające do zadumy i głębokiej refleksji?

0 KOMENTARZY