Bamberskie marzenie
Było to jeszcze w ubiegłym stuleciu. Podczas procesji Bożego Ciała zobaczyłam moją koleżankę w najpiękniejszym na świecie nakryciu głowy. Tak wyobrażałam sobie królewską koronę. Nie ze złota i szlachetnych kamieni, ale z kolorowych, bajkowych kwiatów. Niestety, nie było czasu, żeby ją przymierzyć. Od tamtej chwili przez lata nosiłam w sobie poczucie straty. Poznałam jednak Dominikę Marciniak, licealistkę utalentowaną literacko, która, sama nie będąc rodowitą Bamberką, z entuzjazmem wspiera działania Muzeum. Dowiedziałam się od niej, że w przyszłym roku w Poznaniu rozpoczną się obchody rocznicowe przybycia osadników bamberskich.
Trzysta lat temu władze Poznania wydały odezwę do państw niemieckich, głównie do Bambergu. Najprawdopodobniej wpływ na wybór okolic południowej Frankonii miał wpływ biskup poznański Krzysztof Szembek. Bogate, wzorowo prowadzone gospodarstwa stanowiły kontrast w stosunku do wielu biednie żyjących chłopów. Tego rodzaju sytuacje wymuszał zakaz dzielenia gospodarstw między dzieci, wielu chłopów żyło biednie. Wyludnienie spowodowane wojną północną i zarazą wymagało energicznego działania. Warunkiem koniecznym było zaświadczenie osadników o wyznaniu rzymskokatolickim. Luboń,Dębiec, Bonin, Jeżyce, Winiary, Rataje, Wilda i Górczyn zasiedlane były przez kolejne fale rolników z okolic Bambergu. Wspólnie z polskimi chłopami rozpoczęli odbudowę wsi. Przyjeżdżając nie znali języka, ale szybkiej polonizacji sprzyjała w pierwszej kolejności przynależność do kościoła, w drugiej nauka w szkole… Pod koniec dziewiętnastego wieku wśród katolickich mieszkańców wsi w okolicy Poznania ani jedna osoba nie deklarowała narodowości niemieckiej. Proces utożsamiania się z nowym miejscem odbywał się świadomie. Nowi osadnicy chcieli czuć, że znajdują się na własnej ziemi, pragnęli kontaktów z sąsiadami i poczucia równości. W okresie kulturkampfu znane są petycje bamberskich rodzin ze wsi Wilda i Rataje, które sprzeciwiały się likwidacji nauki języka polskiego i nauce religii po niemiecku. Badacze zajmujący się problemami mniejszości narodowych proces tak szybkiego wtopienia się jednej grupy narodowej w drugą nazwali „cudem polonizacyjnym”.
Dla Dominiki Marciniak przygoda ze społecznością poznańskich Bambrów zaczęła się od procesji. Podczas niej zastąpiła koleżankę. Teraz jest szczęśliwą posiadaczką własnego stroju i dumną reprezentantką społeczności, której tradycje zostały wpisane na „Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego”. Do tradycji Bambrów należą: obchody Święta Bamberskiego,stroje bamberskie, udział Bamberek w procesji Bożego Ciała oraz paradzie świętomarcińskiej, a także działalność Towarzystwa Bambrów Poznańskich.
Postanowiłam sprawdzić czy jest możliwość aby „niematerialne dziedzictwo” zobaczyć, usłyszeć albo dotknąć.
W holu Muzeum wisi ogromna mapa Poznania z drugiej połowy osiemnastego wieku. Zaznaczono na niej również przedmieścia i wsie. Na ścianach wiszą reprodukcje fotografii rodzin bamberskich. W sklepiku pochylam się nad atrakcyjnym wydaniem książki „Książę Szaranek”. Jej autorem jest Juliusz Kubel, którego matka pochodziła ze znanej bamberskiej rodziny. Poznański pisarz, popularyzator gwary wielkopolskiej, przetłumaczył „Małego księcia” w sposób, który na nowo pozwala cieszyć się lekturą.
Na parterze Muzeum można poczuć autentyczną atmosferę bamberskiego domu. Odtworzony budynek otoczony ogródkiem zaprasza do olśniewająco czystego wnętrza. Z sieni wchodzimy do pokoju sypialnego, zwanego mieszkalnym. Stołowy pokój, nazywany salonikiem, był pomieszczeniem reprezentacyjnym, rzadko używanym. Najpiękniejsza wydała mi się kuchnia. Została tak zorganizowana, że wystarczy tylko założyć fartuszek i zabrać się do gotowania. Ściereczki, garnki i wszystko, co jest potrzebne, znajdowałam intuicyjnie. Na piętrze zebrano wiele cennych, zabytkowych obiektów. Jednak od chwili, kiedy dowiedziałam się, że istnieje możliwość przymierzenia tradycyjnego stroju bamberskiego, wszystko widziałam jak przez mgłę. Poprosiłam o moją wymarzona koronę.
To jest kornet.
Pani Dominika pomogła mi założyć wszystkie elementy stroju Bamberki. Na piętrze za mamą chowała się mała dziewczynka. Zamarła, kiedy zobaczyła dwie żywe kobiety w strojach jak ten w gablocie, obok której stała. Powoli razem z panią Dominiką zaczęłyśmy się obracać. Coraz szybciej i szybciej.
Nie znałam kobiet ze zdjęć. Widziałam tylko miejsca i przedmioty, których kiedyś dotykały. Słyszałam historie z ich życia opowiadane przez świadków dawnego świata. Poruszałam się nie krok za krokiem, ale fala za falą. Każdemu obrotowi towarzyszył szum halek i spódnic. Zapach porządku i domowego ciasta.
Wszystkim życzę przeżycia tak intensywnego spotkania teraźniejszości z przeszłością. Zawdzięczam te wrażenia pani Leokadii Hoppel i Dominice Marcinak. Podczas oprowadzania po Muzeum, inny świat pokazali mi: pan Ryszard Skibiński, Kazimierz Dudkiewiczowicz oraz Aleksander Kubel. Zrozumiałam, jak dzięki dobrej woli i życzliwości możliwy był „cud polonizacyjny” z równoczesnym zachowaniem własnej tożsamości kulturowej. Dzięki zaangażowaniu entuzjastów Towarzystwa Bambrów Poznańskich zrealizowałam swoje marzenie. Mam nadzieję, że mała turystka z Poznania zapamięta dwie tańczące Bamberki tak, jak ja będąc dzieckiem wchłonęłam bajkowe piękno tego tradycyjnego stroju.
Muzeum Bambrów Poznańskich to miejsce, gdzie samemu można poczuć, czym jest niematerialne dziedzictwo kulturowe.
0 KOMENTARZY