Społeczeństwo polskie dziś: samoświadomość, poznanie, edukacja
dr hab. Piotr Majewski, prof. UKSW
Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów
Przeszłość jako inspiracja, przeszłość jako przestroga. ‘Kultura pamięci’ i jej instytucje a kształtowanie postaw współczesnych Polaków[1]
Celem wystąpienia jest zachęta, w gronie konferencyjnym – zbędna, w kontekście społecznym – wskazana, do spoglądania na minione doświadczenia naszej zbiorowości jako na wartościowy, edukacyjnie użyteczny potencjał wiedzy, umiejętności i społecznych kwalifikacji. Tytułowe inspiracje i przestrogi widzieć należy w kontekście międzygeneracyjnego dialogu, obejmującego z jednej strony narracje afirmujące postawy indywidualistyczne, z drugiej – wspólnotowe: wzajemne między tymi narracjami relacje i zmienne w czasie ich dominanty. W zarysowanym wyżej kontekście lokuje się próba odpowiedzi na pytanie o rolę instytucji kultury (w szczególności muzeów), którym prawnie i aksjologicznie przypisana została troska o kulturę pamięci – ważkiego składnika procesu kształtowania postaw współczesnych Polaków.
*
W 1940 roku, kiedy brytyjski rząd debatował nad koniecznością redukcji budżetowych, większość ministrów stosunkowo łatwo przyjęła założenie, iż należy ciąć wydatki na kulturę, edukację, by wspomóc produkcję wojenną, co w realiach zbrojnego konfliktu wydawało się konstatacją oczywistą. Premier, ale także pisarz, Winston Churchill, miał wówczas stwierdzić: jeśli sami mamy oszczędzać na kulturze, to o co w zasadzie toczymy tę wojnę… W dzisiejszych czasach, w których tradycyjny kanon wiedzy o przeszłości oraz kanon przekazywania tej wiedzy nie ma waloru oczywistości, kwestia ta również nie przestała być aktualna. Na pytanie po co nam historia?, gdzie pod słowem historia rozumieć wypada sposób rozumienia rzeczywistości jako ciągu powiązanych więzami przyczyn i skutków doświadczeń, a nie efemerycznych incydentów, Carlos Pereyra odpowiadał, iż bez odwoływania się do wiedzy historycznej nie można odpowiedzieć na żadne z pytań dotyczących obecnej sytuacji. Orientacja w zawiłościach okresu współczesnego jest możliwa tylko wtedy, kiedy za punkt wyjścia przyjmie się szeroką wiedzę o procesie, w którego wyniku świat stał się taki, jaki jest. Problem w tym, że konieczność stawiania sobie takich pytań zdaje się nie być dziś oczywista. O potrzebę stawiania takich pytań tę wojnę toczymy.
W kontekście dyskusji o miejscu historii w życiu zbiorowym, cyklicznie wraca pytanie o zasadność działań, które w dyskursie historiograficznym i publicystycznym określone zostały mianem polityki historycznej, polityki pamięci; działań będących wyrazem troski o naszą kulturę pamięci. Polityka ta, w rozumieniu Arystotelesowskim jako troska o bono publico definiowana, jest w swym wymiarze praktycznym niczym innym jak wybraną z wielu możliwych opowieścią o przeszłości, opowieścią niewykluczającą innych narracji, opowieścią, ze względu na swój walor scalający wspólnotę, wspieraną przez państwo i jego instytucje. Treści konstytuujące zbiorowość, jej tożsamość, winny być sferą, z zainteresowania którą państwo nie abdykuje.
Rzecz tak prosto ujęta na poziomie generalnej konstatacji, komplikuje się niejednokrotnie w szczegółach, niosąc za sobą także wiele pytań etycznych, pytań o relacje między powinnościami zawodowymi historyka a jego powinnościami wobec zbiorowości, w której żyje. Nie generalizując odpowiedzi, nie należy również zakładać oczywistej sprzeczności między tymi kategoriami powinności. Już dla historiografów starożytnych przeszłość bywała lamusem narzędzi przydatnych socjotechnicznie, dostarczała wiedzy o zawiłościach polityki, kształtowała wzorce osobowe, uzasadniała aktualny, w domyśle – optymalny – stan rzeczy. Nigdy profesja historyka nie była wolna od tej służebności. Historia nigdy nie była i nadal nie jest jedynie nauką, wyjaśniającą kształtowanie się tej a nie innej rzeczywistości społecznej. Przeszłość, zwłaszcza w konfrontacji ze świadomością zbiorową, nie układa się wedle schematu warsztatu badawczego historyka, a i w ramach reguł przez ten warsztat stanowionych, jest przedmiotem zmieniających się interpretacji. Spór o kształty zbiorowej pamięci, o nurty w niej dominujące, to także w naszych czasach jedna z najważniejszych osi publicznych dyskusji; spory o przeszłość nie są dowodem na dysfunkcję zbiorowości, lecz na tej zbiorowości intelektualną witalność i zdolność do autorefleksji.
Dla skuteczności polityki pamięci nie jest bez znaczenia daleko posunięta dekonstrukcja tradycyjnego sposobu postrzegania procesu historycznego i nauczania o nim. Raport z badania zrealizowanego na potrzeby Wieloletniego Programu Rządowego Niepodległa’18, przygotowany na zlecenie Narodowego Centrum Kultury, informuje, iż wiedza na temat przeszłości utrzymuje się od trzydziestu lat na zasadniczo stałym poziomie (ok. 40% objętych badaniem deklaruje średnie i bierne zarazem zainteresowanie przeszłością, grono zainteresowanych aktywnie obejmuje ok. 20% badanych). Optymistycznej konstatacji, iż dla większości Polaków ich przeszłość jest ważna, towarzyszyć musi troska, jak bardzo ten statystycznie weryfikowany kanon potocznej wiedzy o przeszłości jest skromny, zamykający się w gronie pobieżnej znajomości postaci i dorobku: Jana Pawła II, Józefa Piłsudskiego, Tadeusza Kościuszki, Mikołaja Kopernika, Władysława Jagiełły i Adama Mickiewicza. To też jest wyzwanie dla państwa i jego instytucji w kontekście dyskursu o polityce pamięci i pamięci przywracaniu.
*
Przeszłość naszej zbiorowości to nasza licentia specifica. Korzystając z prawa przynależnego każdemu pokoleniu, ale także – każdemu badaczowi, czy – po prostu – każdemu z tych 60% Polaków zainteresowanych historią, wypada zwrócić uwagę na te doświadczenia przeszłe, które w jego opinii kumulują w sobie najwięcej tytułowych przestróg i inspiracji, stanowiąc tym samym największe wyzwanie badawcze, edukacyjne i polityczno-społeczne.
Pierwszym jest niewątpliwie tradycja budowania zbiorowości narodowej bez struktur państwa a wręcz w trwałej do nich opozycji jako struktur reprezentujących siły zewnętrznej opresji. Z jednej strony to dziedzictwo okrzepłych społecznych – a wobec państwa alternatywnych – struktur, z drugiej jednak – to ciągle silne zjawisko wobec tego państwa założonej nieufności.
Drugim, istotnym zwłaszcza dla relacji w naszym regionie Europy, jest doświadczenie odbudowy suwerenności w opozycji wobec sąsiadów, również tę suwerenność odbudowujących; doświadczenie wzajemnego sporu wbrew obiektywnemu interesowi zbiorowemu, opisane najbardziej dobitnie w polskiej historiografii jako niespełniony w 1939 roku sen Józefa Becka o Międzymorzu.
Trzecim, i ostatnim w tym subiektywnym wyborze, jest sui generis testament Polskiego Państwa Podziemnego z czasów po 1939 roku następujących, w którym to testamencie, z racji wspólnego generacyjnego przeżycia, jest miejsce na doświadczenie Powstania Warszawskiego, czyli danie świadectwa przywiązania do wolności jako rudymentu suwerenności zbiorowej i indywidualnej, oraz doświadczenie Odbudowy, w szczególności – zabytków, czyli danie świadectwa przywiązania do wartości, jaką jest trwałość symboli dla wspólnoty znaczących, niezależnie od politycznego kontekstu czasów, w których przyszło tej wspólnocie, nie z własnego wyboru, się znaleźć.
Suma tych i innych doświadczeń, to nasze hic et nunc, to nasze, parafrazując Romana Dmowskiego (nisko lokowanego na liście najbardziej pamiętanych przodków), prawo do dumy bycia we wspólnocie, a zarazem źródło siły mierzenia się z tej wspólnoty niedostatkami.
*
Uprawianie historii jako nauki, poza wyodrębnieniem szeregu jej dyscyplin, zaowocowało również powoływaniem wielu instytucji, ustanawianiem miejsc, których celem było i jest podtrzymywanie relacji z tym, co minione; pomniki, izby i instytuty pamięci, archiwa, biblioteki, prywatne kolekcje, wreszcie – muzea.
Liczba muzeów w Polsce, wedle danych Głównego Urzędu Statystycznego i Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, oscyluje wokół magicznej liczby 1000. Wbrew jednak niepozbawionym złośliwości komentarzom, Polska nie jest krajem muzeów, ponieważ na 100 tys. mieszkańców naszego kraju przypada ich najmniej, w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. W ostatnim ćwierćwieczu w krajobrazie naszych miast pojawiły się instytucje, które wpłynęły na rozumienie słowa muzeum, jego powinności wobec dziedzictwa, ale także – powinności wobec ludzi, dla których dziedzictwo to jest gromadzone; Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie, Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej, Muzeum Historii Żydów Polskich, Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Krakowie, Muzeum Śląskie w Katowicach. Najbliższe lata przyniosą zapewne otwarcie kolejnych: Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Muzeum Wojska Polskiego, Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, Muzeum Historii Polski.
Wraz z nowymi inwestycjami muzealnymi pojawiło się w naszym języku pojęcie muzeum narracyjnego, opisujące instytucję nastawioną na przekazywanie wiedzy, włączenie w proces jej konstruowania publiczności muzealnej, dopuszczającej możliwość wchodzenia w interakcje z muzealiami. Dyskusje i spory, które towarzyszyły otwarciu w 1978 roku Muzeum Diaspory w Tel Awiwie, czy też – w 1993 roku – Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, stały się również udziałem polskiego środowiska muzealnego, kiedy w 2004 roku otwarte zostało Muzeum Powstania Warszawskiego.
O ile Polska nie jest krajem muzeów, o tyle jest krajem ludzi, którzy coraz częściej muzea odwiedzają. Wedle prognoz GUS i NIMOZ liczba osób, które odwiedzą polskie muzea w 2016 roku, będzie bliska 35 milionów (połowa z nich odwiedzi muzea bezpłatnie); w ponad 70 tys. lekcji muzealnych weźmie udział ponad 2 mln. uczniów. Stopniowo, chociaż w niesatysfakcjonującym publiczność tempie, zwiększa się dostępność muzeów dla osób o ograniczonych sprawnościach (70% muzeów posiada stosowne udogodnienia) oraz dostępność ich zbiorów w wersji cyfrowej (ok. 20% muzeów udostępnia część muzealiów online).
Zainteresowanie ofertą muzeów wynika przede wszystkim z rosnącego poziomu wykształcenia, poprawiającej się sytuacji materialnej oraz rosnących aspiracji edukacyjnych. Nigdy wcześniej w Polsce tak wiele osób nie osiągało średniego i wyższego wykształcenia (w 2015 roku wśród osób w wieku 35-45 lat ponad 33% miało wyższe wykształcenie; odsetek ten wzrósł ponad trzykrotnie od 2000 roku). Rosnące oczekiwania pokolenia rozbudzonych aspiracji, ale także ich rodziców i dziadków, to jest nasz kapitał społeczny. Kapitał, z natury swej, ma jednak nie tylko stronę credit.
Wizyty w muzeach pozostają ciągle elitarną formą obcowania z kulturą. Do muzeów chodzą przede wszystkim (i to wielokrotnie w ciągu roku) mieszkańcy największych miast, osoby młode (głównie w wieku 15-24 i 25-49 lat), posiadające wyższe wykształcenie; w latach 2011–15 ok. 45% wszystkich gospodarstw domowych w Polsce deklarowało brak potrzeby wizyty w muzeum.
Wyzwaniem, szczególnie istotnym względem potrzeb pokolenia dobiegającego pełnoletności, jest rozpoznanie jego źródeł wiedzy o przeszłości; lekcje historii w szkole znajdują się od lat na pierwszym miejscu (80,9% w 2007 roku), w tym samym roku na drugim była telewizja (70%), na trzecim rodzice (64,5%), powieści historyczne zajęły miejsce dziewiąte (36,8%). Ten fakt statystyczny potwierdza zmniejszającą się rolę czytelnictwa jako skutecznego kanału polityki pamięci. Wbrew apriorycznym założeniom, transformacja tradycyjnych tekstów w e-booki nie jest rozwiązaniem skutecznym; wedle badań – nigdy lub prawie nigdy po e-booka nie sięgnęło 47% badanych gimnazjalistów.
W tym kontekście godnym namysłu zjawiskiem jest częste sprzężenie nowych inwestycji muzealnych z właściwą wielu humanistom fascynacją tzw. nowymi technologiami. Nowoczesność sama w sobie, a w szczególności nowoczesność w wymiarze technicznym, nie ma z założenia pozytywnego aksjologicznie wymiaru: w formach nowoczesnych można wszak przekazywać treści intencjonalnie nieprawdziwe. Szybko starzejąca się nowoczesność naszych czasów nie powinna być traktowana jako ipso per se istotny wyznacznik modernizacji instytucji, jaką jest muzeum, na którego przedwieczną misję składa się godzenie troski o zgromadzone w nim muzealia z potrzebami odwiedzających je ludzi, w którym to dziele technika jest jedynie użytecznym środkiem, nie celem.
*
W rzeczywistości minionego pre-postmodernistycznego świata, a zwłaszcza w naszych o tym świecie wyobrażeniach, instytucjonalne, w tym muzealne narracje, określały ramy życiowego doświadczenia człowieka. Dziś to doświadczenie człowiek musi samodzielnie wykuwać bardziej niż kiedykolwiek. Nie jest w tym ułatwieniem doznawana codziennie entropia społecznych struktur i wartości, komunikatów, intensywność przeżywania mijającego coraz prędzej czasu. Wobec takiej dynamis nie powinna być zaskoczeniem zbiorowo i indywidualnie ujawniana potrzeba przeżycia doświadczenia spajającego, znalezienia trwałego punktu odniesienia, kontaktu z uporządkowaną wiedzą, jednym słowem – kanonu. Jest w próbie odpowiedzi na tę społeczną potrzebę także miejsce na powinność muzeów, jest także miejsce na potrzeb tych formowanie.
Wracając na koniec do słów premiera i pisarza Winstona Churchilla: wojnę o zachowanie dziedzictwa w czasach pokoju rozstrzygnie nie tylko polityka władz państwowych, przekonanie decydentów i merytokratów, o tym, co i jak należy zachowywać, ale – w nie mniejszym stopniu – opinia społeczna, dla której zabytki, muzea, materialne formy i niematerialne treści dziedzictwa mogą, lecz nie muszą, być codziennością, częścią krajobrazu mentalnego, znajdując poczesne miejsce obok szpitali, stadionów piłkarskich, galerii (w tym – handlowych).
Każdy więc w tym zbiorowym obowiązku, ma zadaną sobie lekcję…
[1]Wystąpienie wygłoszone w trakcie Ogólnopolskiej Interdyscyplinarnej Konferencji Naukowej pt. Społeczeństwo polskie dziś: samoświadomość, uznanie, edukacja, zorganizowanej przez Narodowe Centrum Kultury i Wydział Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w dniach 8-9 grudnia 2016 r.
0 KOMENTARZY