Przejdź do głownej zawartości

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich osobom trzecim. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies

Rozmowy eksponatów

 – z Piotrem P. Czyżem, kuratorem pokazu Bezcenne. Nabytki Muzeum Narodowego w Warszawie rozmawia Katarzyna Kaczmarek.

 

Katarzyna Kaczmarek: Starożytne naczynia obok ekranów z video-artem, rzeźba z fotografią, młody polski design na tle osiemnastowiecznych rycin… Jaki był punkt wyjścia dla mozaiki dzieł, którą Muzeum Narodowe w Warszawie prezentuje podczas specjalnego pokazu?

Piotr P. Czyż: Punktem wyjścia był wybór dokonany przez jedenastu kuratorów zbiorów i oddziałów Muzeum z tego, co pozyskali w latach 2014–2016. W przypadku niektórych kolekcji jest to wybór prezentujący prawie wszystkie nabytki z danego zbioru, w przypadku innych – wycinkowy. Kuratorzy proponowali obiekty niezależnie od siebie, wiedząc jednak, że swoje propozycje przygotowuje dziesięć innych osób i że wystawa będzie prezentowana w niewielkiej przestrzeni dolnego ryzalitu. Przypadła mi w udziale rola weryfikowania wyborów tak, aby wszystkie obiekty miały podobną przestrzeń i aby żaden z nich nie został, że tak powiem, przegłosowany przez inne. Chciałem, żeby kuratorzy, niezależnie od liczby pozyskanych w ostatnim czasie obiektów, mogli przedstawić publiczności te najważniejsze, nawet jeśli byłaby to tylko jedna praca, a każde dzieło, nawet najdrobniejsze, dobrze się tu czuło.

To ambitne założenie – jakie środki wybrał Pan, żeby jego realizacja stała się możliwa?

Wiedziałem, że nie uda mi się połączyć drobnych fotografii z wielkim Korolkiewiczem czy Mateckim. Chciałem stworzyć układ, w którym nie będzie prostych podziałów: to są zbiory malarstwa, to są zbiory rzeźby, to są zbiory sztuki współczesnej. Nie chciałem też szeregować obiektów według rodzaju nabytku (do tego posłużyłem się rozróżnieniem kolorystycznym w podpisach), choć zdecydowałem się wyizolować odzyskane straty wojenne. Połączenie malarstwa i grafiki było w tym przypadku możliwe, ponieważ obrazy są niewielkich rozmiarów i nie przytłaczają prac na papierze. Zależało mi, by obiekty uzupełniały się nawzajem lub ze sobą rozmawiały.

fot. Bartosz Bajerski/MNW

fot. Bartosz Bajerski/MNW

A gdybyśmy podeszli bliżej i popodsłuchiwali, jakie to rozmowy?

Tu widzi Pani fotografię Maurycego Gomulickiego ukazującą złote usta, a obok starożytną, egipską maskę bez zachowanych ust. Mamy ceramikę, liczącą kilka tysięcy lat, a vis à vis prezentujemy pracę współczesną też wykonaną w ceramice, rzeźbę Kino Anny Kamieńskiej-Łapińskiej, dalej widzimy świecące ekrany – kino w przestrzeni wystawy, czyli instalację video Zuzanny Janin. Przed obrazem Łukasza Korolkiewicza ustawiłem meble projektu Jana Bogusławskiego – w kompozycjach Korolkiewicza często pojawiają się meble z dwudziestolecia międzywojennego. Wracając jeszcze do ceramiki, mamy Otoczaki Bogdana Kosaka, formy abstrakcyjne, które jednak mogą pełnić funkcję użytkową. A tuż obok kimono z początków XX wieku, ze Zbiorów Sztuki Orientalnej, zdobione motywem chryzantemy, elementem mocno stylizowanym, podobnie jak Otoczak. Te obiekty, choć pochodzą z różnych kultur, są sobie bliskie, cechuje je podobna powściągliwość formy. Jako kurator tego pokazu miałem już narzuconą materię, takie a nie inne kolory i formy, „klocki”, z których mogłem budować. Układałem je czasami intuicyjnie, czasami dzięki przyjacielskim podszeptom – niektóre rozwiązania zostały zaproponowane przez moje koleżanki z Gabinetu Rycin i Rysunków, panie Kamillę Pijanowską i Annę Grochalę.

Jaką rolę w budowaniu tej układanki odegrała przestrzeń, w której prezentowane są obiekty?

Ekspozycja ma miejsce w dolnym ryzalicie, w przestrzeni, w której do niedawna prezentowana była wystawa „Marzenie i rzeczywistość. Gmach Muzeum Narodowego w Warszawie”. Wykorzystaliśmy częściowo scenografię, którą przygotował dla poprzedniej ekspozycji pan Wojciech Cichecki. Dodaliśmy nowe podziały przestrzeni i nowe podesty na rzeźby, zachowaliśmy m.in. mebel ekspozycyjny – komodę z szufladami, w której znalazła się prawie połowa obiektów. Dzięki temu rozwiązaniu mieliśmy możliwości mocnego wyeksponowania pewnych wątków, jak np. znaczącej kolekcję fotografii.

Te dwie następujące po sobie wystawy są do siebie zbliżone nie tylko gdy weźmie się pod uwagę rozplanowanie przestrzeni, lecz także ze względu na swój przedmiot: obie są metatematyczne, opowiadają o Muzeum – zarówno jako o konkretnej instytucji, jak i szerzej – o idei czy fenomenie. Jakie zjawisko jest tematem wystawy „Bezcenne. Nabytki Muzeum Narodowego w Warszawie”?

Zjawisko tworzenia zbiorów, to, że nie są one martwe, zamknięte, zaplombowane, zapieczętowane, tylko wręcz przeciwnie: rozwijają się. Kustosze i kuratorzy śledzą rynek antykwaryczny, do Muzeum zgłaszają się osoby, które chciałyby podarować lub sprzedać dzieła sztuki. Okazuje się, że niektóre prace rzeczywiście znakomicie uzupełniają kolekcję muzealną. Przykładem tego mogą być trzy obrazy Anny Berent, polsko-szwajcarskiej artystki działającej w okresie głównie dwudziestolecia międzywojennego. W zbiorach malarstwa polskiego MNW mamy bardzo wiele przykładów jej twórczości, ale te trzy prace są wyjątkowe, jeśli chodzi o jakość i skalę. Dzięki temu, że je pozyskaliśmy, możemy teraz powiedzieć, że jesteśmy posiadaczami najlepszych płócien tej autorki.

W jaki sposób podejmowane są decyzje o tym, czy dany obiekt powinien znaleźć się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie?

Każdy kurator ma własną ideę gromadzenia zbiorów, ale każda propozycja nabytku jest poddawana weryfikacji przez Komisję ds. Darów, Zakupów i Wyceny Muzealiów, na której posiedzeniach decyzje są podejmowane w sposób demokratyczny. Komisja podejmuje ostateczną decyzję o włączeniu dzieł do zbiorów, zdając się przede wszystkim na kompetencje osób, które prezentują obiekty. Kuratorzy i kustosze prezentują przed Komisją i Dyrekcją obiekty, które chcieliby pozyskać do zbiorów, ponieważ uznają, że uzupełniają one daną kolekcję w sposób szczególny.

fot. Grzegorz Czaplicki/MNW

fot. Grzegorz Czaplicki/MNW

Kluczowe jest więc postrzeganie danego obiektu w rozmowie z innymi, szacowanie jego znaczenia w kontekście kolekcji?

Oprócz myślenia w kontekście kolekcji ważne są też plany badawcze i ekspozycyjne. Rysunek Norblina został kupiony nie tylko dlatego, że mamy inne bardzo dobre prace tego autora, ale także ze względu na to, że planowana jest wystawa tego artysty. Nie chcieliśmy, żeby świetny rysunek jego autorstwa zniknął z naszego pola widzenia. Gierymski trochę się spóźnił, starania o nabycie jego akwareli były podejmowane przed wystawą monograficzną w 2014 roku, ale dopiero teraz możemy ją podziwiać. W związku z wystawami do zbiorów trafiają nie tylko obiekty artystyczne. Proszę spojrzeć – w tym miejscu prezentujemy dokumenty związane z Józefem Brandtem, którego spuścizna jest opracowywana na przygotowywaną wystawę monograficzną. Pokazujemy między innymi dowód zakupu obrazu do zbiorów Pinakoteki Monachijskiej oraz informację o wizycie Ludwika Bawarskiego w atelier artysty.

Jak wygląda dynamika podejmowania decyzji o nabytkach: czy plany kształtują się wyłącznie długofalowo, czy też, jeśli obiekt wart uwagi pojawia się nagle na rynku antykwarycznym, decyzje są podejmowane spontanicznie?

Odpowiem z punktu widzenia kustosza w Gabinecie Rycin i Rysunków: rzeczywiście bywa tak, że gdy pojawiają na rynku antykwarycznym interesujące nas obiekty, to staramy się działać szybko. Jeśli rzeczywiście praca jest wartościowa, a zostaje kilka dni do aukcji, konkretne decyzje podejmuje Dyrekcja MNW w porozumieniu z Komisją.

fot. Grzegorz Czaplicki/MNW

fot. Grzegorz Czaplicki/MNW

Zadam trochę przewrotne pytanie: po co w ogóle Muzeum Narodowe pozyskuje obiekty? Wiemy, że zasób instytucji jest ogromny i że ułamek, nie wiem nawet, czy jeden procent kolekcji, jest dostępny dla widza w ekspozycji.

Każde muzeum, które oprócz galerii posiada magazyny, gromadzi również zbiory, mówiąc potocznie, „magazynowe”, a także studyjne – na tym polega tworzenie kolekcji. Jeśli chodzi o zakupy, nie jest to przyrost lawinowy. Opowiem na przykładzie zbioru Gabinetu Rycin i Rysunków: pozyskujemy jeden, dwa rysunki rocznie i nie jest to dla bezpieczeństwa zbiorów zagrożenie, wręcz przeciwnie, nowe obiekty często prowokują nowe pomysły badawcze i sprzyjają pracom konserwatorskim. Ze szczególną sytuacją mamy do czynienia w przypadku obiektów, które prezentujemy na końcu wystawy, czyli dzieł odzyskanych. Zadaniem priorytetowym jest włączenie ich z powrotem do zbiorów – w końcu stanowiły kiedyś tkankę muzealnych kolekcji.

Temat odzyskiwania strat wojennych stał się ostatnio wyjątkowo popularny, jest wciąż gorący także dla mediów. Telewizja dokumentuje zwykle ostatni, najbardziej spektakularny moment długiej drogi: powrót obiektu do domu, przekazanie go z powrotem do macierzystych zbiorów. Jaki jest udział muzeum we wcześniejszych, zapewne mniej atrakcyjnych medialnie etapach procesu odzyskiwania utraconych obiektów?

Informację na temat zaginionych dzieł sztuki gromadzi Wydział ds. Strat Wojennych działający w strukturze Departamentu Dziedzictwa Kulturowego MKiDN. Najczęściej jesteśmy informowani przez pracowników Wydziału oraz pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych o rozpoznanych obiektach, stając się beneficjentem ich pracy. Oczywiście w takim procesie uczestniczy ze strony Muzeum wielu ekspertów: pracownicy Działu Inwentarzy czy konserwatorzy. Z zebranych w czasie badań drobiazgów składa się pewna całość. Miałem przyjemność współpracować przy zbieraniu materiałów na temat dwóch zespołów rysunków i grafik. W obu przypadkach informacje pochodziły z Ministerstwa Spraw Zagranicznych: list, mail z pytaniem, czy rozpoznajemy obiekty. Za tym idą fotografie, z których część możemy porównać z tymi wykonanymi przed wojną. Jeśli są to rysunki, prace praktycznie niepowtarzalne, to wtedy w zasadzie nie ma mowy o pomyłce. Większość obiektów pozyskana przed wojną była wpisana do inwentarza, możemy więc sprawdzić zapis inwentarzowy i porównać podane tam informacje z odnalezionymi obiektami.

W opisie jednego z dzieł czytamy wzmiankę o tym, że obraz został odzyskany przy współpracy z amerykańską agencją śledczą.

Tak, chodzi o obraz Krzysztofa Lubienieckiego Portret młodego mężczyzny w peruce zakupiony do zbiorów w 1939 roku. W 1944 roku wywieziony został przez nazistów do Fischhornu, stamtąd, najprawdopodobniej z żołnierzami amerykańskiego Rainbow Division, wyjechał za ocean. Obraz, który przewędrował zapewne taką drogę, pojawiał się na rynku antykwarycznym Stanów Zjednoczonych, a dzięki temu, że bazy strat wojennych rozwijają się jest to informacja publiczna i każdy szanujący się antykwariusz wie, że należy porównywać zgłaszane obiekty z opisem w tych bazach. W ten sposób zorientowano się, że być może obraz jest z naszych zbiorów. Traf chciał, że John Bobb III, właściciel, który nabył obraz w dobrej wierze, gdy dowiedział się od agentów FBI o tym, że obraz został skradziony z warszawskiego muzeum, zgodził się przekazać go stronie polskiej. To jedna z bardziej emocjonalnych historii stojących za obiektami na tej wystawie.

W tej części, wśród obiektów odzyskanych, takich poruszających opowieści będzie pewnie więcej?

Ignacy Łopieński, jeden z członków rodziny słynnych brązowników, braci Łopieńskich, w swoim czasie bardzo znany grafik reprodukcyjny i propagator grafiki autorskiej, jesienią 1939 roku miał mieć swoją wystawę monograficzną w Muzeum Narodowym. Jak Pani wie, jesienią były już zupełnie inne problemy i ryciny oraz rysunki przygotowane na ekspozycję zostały zabezpieczone w skrzyniach. Teczka z przygotowanymi pracami oraz album rysunków Alfreda Schouppégo ze zbiorów TZSP najprawdopodobniej także w 1944 roku wyjechały do Fischhornu. Jeden ze znanych austriackich historyków badających zbrodnie nazistowskie, profesor Bertrand Perz, pomógł w ich odzyskaniu. Emocje są też na pewno spore, gdy zobaczy się odzyskaną pracę Leona Wyczółkowskiego z dedykacją dla Muzeum Narodowego z 1933 roku. To właśnie ona żegna naszych zwiedzających jako optymistyczny akcent, dowód na to, że dzieła sztuki wracają na swoje miejsce.

fot. Bartosz Bajerski/MNW

fot. Bartosz Bajerski/MNW

Pokaz nosi nazwę „Bezcenne”, czy rzeczywiście jest tak, że wartość – tak czy inaczej rozumiana – stała się kluczem do wyboru prezentowanych w tym miejscu prac?

Ja patrzę na ten tytuł przewrotnie: bezcenne są obiekty, które już nie mają ceny. Trafiły do muzeum, nie można już ich kupić, stają się częścią kolekcji, wrastają w nią, ale nie tracą wartości. Dzięki temu, że są w zbiorach publicznych, stają się wspólnym dobrem i dziedzictwem, są szerzej dostępne, są opracowywane, uzupełniają wiedzę na temat oeuvre danego artysty, mają szansę być wypożyczane i pojawiać się na wystawach.

Przymiotnik „bezcenny” jest niestopniowalny, ale gdyby miał Pan wskazać na największe arcydzieła, wybrać „highlighty” wystawy…

Moje „highlighty” są najczęściej bardzo emocjonalne, zupełnie subiektywne i myślę, że celem tej pokazu jest to, żeby każdy samodzielnie znalazł swoje najważniejsze, bezcenne dzieło. Na wernisażu zorientowałem się, że poszczególne obiekty do każdego przemawiają inaczej, dla każdego inna praca stanowi największą wartość tego pokazu. Dla niektórych może to być to rzeźba lub artefakt z kolekcji sztuki antycznej, inni są skupieni na sztuce współczesnej, a dla kogoś najpiękniejszy będzie Portret młodej damy autorstwa Teofila Kwiatkowskiego. Jedna ze zwiedzających osób podeszła do mnie na otwarciu pokazu i powiedziała „wszystko mi się podoba, ale ten portret najbardziej”. To jest wystawa, na której każde dzieło ma swoją wartość także materialną, ale myślę, że nie o nią tutaj chodzi, ale o to, aby przybliżyć widzom ideę tworzenia kolekcji, aby pokazać zróżnicowanie zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, podkreślić, jak wiele ich gałęzi wciąż się rozwija.

 

Piotr P. Czyż – kustosz w Gabinecie Rycin i Rysunków MNW, zajmuje się głównie historią kolekcjonerstwa grafiki w kontekście zbiorów Muzeum i środowiska warszawskiego, a także rozwojem polskiej grafiki autorskiej na początku XX wieku.

 

„Bezcenne. Nabytki Muzeum Narodowego w Warszawie”
17 listopada 2016 – 12 lutego 2017

Patronem medialnym pokazu jest portal Muzealnictwo.com

 

W latach 2014–2016 kolekcja Muzeum Narodowego w Warszawie wzbogaciła się o cenne dzieła. Większość z nich została zakupiona bądź ofiarowana, do Muzeum powracają również zabytki utracone w czasie ostatniej wojny. Na pokazie znajdzie się ponad 200 spośród pozyskanych dzieł, w tym malarstwo, rzeźba, rysunek, grafika, fotografie oraz wyroby rzemiosła artystycznego, poczynając od zabytków starożytnych – egipskich masek i antycznych naczyń – a kończąc na pracach współczesnych twórców. Wybór ten stanowi barwną mozaikę materialną, kulturową i historyczną, a także unaocznia sposób budowania i uzupełniania muzealnych kolekcji.

Więcej: http://www.mnw.art.pl/wystawy/pokaz-specjalny-bezcenne-nabytki-muzeum-narodowego-w-warszawie,202.html

 

0 KOMENTARZY