Wyścig ze smokiem w tle
Tekst: Aleksandra Pielechaty (Narodowe Muzeum Morskie)
Zdjęcia autorstwa Bernadety Galus
Spośród wielu legend o genezie smoczych łodzi najbardziej znana jest ta o chińskich rybakach, którzy bijąc w bębny, chcieli uratować przed głodnymi rybami pewnego poetę, który rzucił się do rzeki Mi Lo. Niestety – bezskutecznie. Na pamiątkę tej tragedii, każdego roku urządzane są wyścigi łodzi. Początki wyścigów smoczych łodzi w Polsce datuje się na 1997 rok, kiedy w Gdańsku miały miejsce pierwsze polskie zawody z udziałem 7 osad z Niemiec i jednej z Polski, pływającej na pożyczonych niemieckich łodziach. W następnych latach wyścigi smoczych łodzi ruszyły pełną parą: w Gdańsku powstał pierwszy polski klub Wiking i w 1999 zawody, już na swoim własnym sprzęcie, wygrali Polacy. Na dziobie tradycyjnej smoczej łodzi umieszczona jest drewniana głowa smoka, a na rufie ogon. Kadłub jest malowany w smoczą łuskę. Łódź ma 12 metrów i mieści 22 członków załogi. Jedna osoba jest sternikiem – stoi na rufie i za pomocą długiego wiosła nadaje kierunek łodzi, a jedna doboszem – siedzi na dziobie przodem do załogi i podaje rytm wiosłowania. Wiosła symbolizują pazury, a gra na bębnie bicie serca smoka.
Na co dzień muzea nie konkurują ze sobą: nie walczą o palmę pierwszeństwa w regionie, o uwagę mediów, ani o jak największą frekwencję. Panuje niepisana umowa o wspieraniu swych działań i wzajemnej pomocy. Jednak jednego dnia, w Gdańsku, instytucje muzealne porzucają eleganckie pretensje i bez skrupułów walczą o złoto.
Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku po raz szósty zorganizowało Wyścig Smoczych Łodzi Instytucji Kulturalnych. Impreza odbyła się tradycyjnie w ramach obchodów Europejskiego Dnia Morza oraz z okazji Dnia Muzealnika. Sprzęt oraz fachowe przygotowanie do zawodów zapewniła Sekcja Łodzi Smoczych Morskiego Robotniczego Klubu Sportowego.
Wyścigi Smoczych Łodzi to popularna na całym świecie i wykorzystywana przez duże firmy, metoda integracji pracowników. Element współzawodnictwa, nietypowe okoliczności przyrody i możliwość poczucia się jak osady z Cambridge i Oxford – przyciągają sporo chętnych. „Smocza Łódź” ma 12 metrów i mieści 22 członków załogi. Jedna osoba jest sternikiem – stoi na rufie i za pomocą długiego wiosła nadaje kierunek łodzi, a jedna doboszem – siedzi na dziobie przodem do załogi i podaje rytm wiosłowania. Zgranie tak wielkiej drużyny to nie lada wyzwanie: każdy ma tutaj swoje zadanie i pracuje na zwycięstwo.
Muzeum Morskie w Sydney organizuje wyścigi smoczych łodzi, żeby uczcić obchody Chińskiego Nowego Roku, a Muzeum Atlanta w Luizjanie, wykorzystuje wyścigi, aby zbierać datki na cele charytatywne. Wyścig Smoczych Łodzi, organizowany przez Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku, wpisał się na stałe do kalendarza imprez trójmiejskich. Instytucje kulturalne, które biorą udział w imprezie, ćwiczą już od wczesnej wiosny, aby tradycyjnie, pod koniec maja – zawalczyć o złoto.
W tym roku Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku broniło, zdobytego w zeszłym roku pierwszego miejsca. Czarnym koniem zawodów było Muzeum Marynarki Wojennej, wspomagane przez Okręt-Muzeum „Błyskawica”. Reprezentanci Europejskiego Centrum Solidarności widoczni byli z daleka – odblaskowy oranż koszulek miał ponoć dodatkowe zadanie porażenia przeciwników. Muzeum II Wojny Światowej miało najgłośniejszych kibiców, a osady Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku oraz Archiwum Państwowe w Gdańsku chwaliły organizację zawodów, dyplomatycznie zagrzewając do walki swoich konkurentów. Już wyścigi eliminacyjne wzbudziły entuzjazm i doping z nabrzeża, który rósł na sile, gdy rozpoczęły się wyścigi finałowe. W walce o złoto popłynęły – Narodowe Muzeum Morskie i osada Muzeum Marynarki Wojennej i Okrętu-Muzeum „Błyskawica”. Obrońcy tytułu byli lepsi od swoich rywali o prawie 3 i pół sekundy. „Morscy” zwyciężyli w pięknym stylu, spokojnie i elegancko, udowadniając, że w wyścigach smoczych łodzi niekoniecznie liczy się tężyzna fizyczna i siła (niewątpliwe atuty osady Muzeum Marynarki Wojennej), ale systematyczne treningi i zgranie zespołu.
Po wręczeniu medali, pucharów, pamiątkowych zdjęciach i wzajemnych gratulacjach, muzealnicy świętowali w cieniu „Sołdka”, przy poczęstunku, ufundowanym przez organizatora – Narodowe Muzeum Morskie. Wieczorem impreza przeniosła się do jednego z klubów na Starym Mieście, gdzie ponoć trójmiejscy muzealnicy nie rozmawiali o katalogowaniu zabytków w swoich placówkach.
0 KOMENTARZY