Zbieracze, kolekcjonerzy, muzealnicy…
„Muzeum zadziałało inspirująco i od tego czasu pan Kęsik gromadzi – część ma po rodzinie, trochę dokupuje. Oglądał także inne muzea, np. w Miętnem przy szkole rolniczej, prywatne w Małkini k. Radomia i postanowił sam zorganizować takie miejsce, w którym są stare, używane przedmioty, a najbliższe były dla niego maszyny rolnicze”. Założył więc kolekcjoner muzeum i działa, gromadzi, konserwuje, opisuje, dokumentuje, eksponuje, prezentuje. Jeszcze do niedawna te prywatne przedsięwzięcia nazywane muzeami wzbudzały same wątpliwości: czy to nie uzurpacja domorosłych zbieraczy, czy czasem nie cień szaleństwa, w najlepszym razie nie do końca przemyślany, niedochodowych biznes? Jednak nieco uważniejsze spojrzenie na współczesny krajobraz kulturowych przedsięwzięć powinno co najmniej zastanowić – dlaczego powstaje tak wiele muzeów, galerii, wystaw przydomowych, pokrótce – prywatnych?
Zbieracze, kolekcjonerzy, muzealnicy z pewnością nie pojawili się w Polsce znienacka. Kolekcjonerzy, ludzie zbierający, pokazujący zbiory, zakładający muzea opisywani byli już wiele pokoleń wstecz. Całkowicie nowa jest natomiast błyskawicznie przyrastająca ilość prywatnych, często jednoosobowych przedsięwzięć (formalnie lub faktycznie, obok licznych muzeów społecznych). Co charakterystyczne, operują one zestawem identycznych idei, celów i metod, jak instytucje kultury tworzone i utrzymywane przez administrację państwową czy samorządową (instytucja kultury powoływana jest dla tworzenia, przechowywania, powielania i społecznego upowszechniania dóbr kultury). Jeszcze do końca lat 90. XX wieku muzea, galerie czy archiwa utrzymywały całkowity monopol na dokumentowanie, ochronę i obrót wszelkimi przedmiotami mającymi wartość historyczną i artystyczną. Od kilku lat zaobserwować można rozpowszechniające się w Polsce zjawisko tworzenia zbiorów „rozmaitości” i prezentowania ich jako prywatnych wystaw, galerii czy muzeów. Większość z tych przedsięwzięć jest nieformalna z punktu widzenia prawa, stanowiąc wyraźną opozycję i kontrofertę dla instytucji publicznych i zupełnie przy okazji ujawniając, że odejście od jednorodnego modelu organizowania oraz zarządzania kulturą jest faktem, za którym jeszcze nie nadążają legislacyjne rozwiązania. Sprywatyzowanie przestrzeni i praktyk związanych z kulturowym dziedzictwem (definiowania, tworzenia, operowania) postępuje, a ludzie sięgający po ten kapitał (kulturowy) organizują się niezależnie i coraz pewniej w tej przestrzeni.
Muzea prywatne w Polsce nie są monolitem ani tematycznym, ani geograficznym. Działają na różną skalę, zaspakajając różnego typu potrzeby. Czy to znaczy, że jednak mniej w tym szaleństwa i że jest w tym zjawisku jakaś metoda? Z pewnością muzea prywatne działają najczęściej poza schematami i przyzwyczajeniami związanymi z działalnością klasycznego muzeum, tradycyjnej szkoły czy typowego ośrodka kultury. Te miniinstytucje kultury – jak je określił prof. Wojciech Burszta – właściwie stały się wyzwaniem dla wielu środowisk i ludzi: dla prawodawców, samorządów lokalnych, środowisk muzealniczych i animatorów kultury, ekonomistów, naukowców, biznesmenów, a także sąsiadów, rodzin kolekcjonerów, pasjonatów, nauczycieli i uczniów. I to w jak najbardziej praktycznym, codziennym i bezpośrednim znaczeniu. Dynamicznie wpływają one na rzeczywistość, od tzw. działalności kulturowo-animacyjnej poczynając, poprzez koniunkturę turystyczną, aż po prywatyzowanie sfery muzealniczej i wywracanie rozmaitych przekonań związanych z eksponowaniem i upublicznianiem zbiorów.
Temat muzeów prywatnych w Polsce wiąże się z ogromną ilością odniesień i potencjalnych interpretacji. Patrząc jednak bardziej w kierunku użycia niż szukania znaczeń, poza wątpliwościami pozostaje, że jest to fascynujący proces, w którym ustalane są od nowa sposoby organizowania przestrzeni definiowanej pojęciem muzeum. Proces, który jest raczej przejawem poszukiwań i próbą określenia tego, co jest ważne w życiu ludzi i społeczności oraz tego, jak te istotne kwestie wyrazić, przedstawić i podtrzymać. Muzeum pozostaje fenomenem kultury zachodniej, a jego definiowanie odzwierciedla wszelkie przemiany i procesy w niej zachodzące. Nie inaczej spójrzmy na fenomen muzeów prywatnych w Polsce Anno Domini 2013. Znaleźć można w tych miniinstytucjach kultury zmagania z tradycyjnymi rolami płci, problematykę rozgraniczania sfery publicznej i prywatnej, kryzys edukacji i szkolnictwa, problematyczne i nieegzekwowalne przepisy prawa, brak zaufania społecznego, meandry przedsiębiorczości, kulejącą informatyzację i cyfryzację. Muzea prywatne to także odzwierciedlenie prawdziwie romantycznych idei – uczuciowego, silnie emocjonalnego opisywania świata i budowania relacji, buntu wobec racjonalności, pochwały kreacjonizmu, twórczej ekspresji, łamania zastanych kanonów i konwenansów, a także inspiracje folklorem, naturą i powrotem do mitycznej, rajskiej przeszłości.
Pierwszą różnicą, którą łatwo wychwycić podczas zwiedzania muzeum tradycyjnego, państwowego a prywatnego, jest możliwość dotykania eksponatów. Prywatne kolekcje zdają się być dostępniejsze, bliższe i bardziej „uczłowieczone”, nieobarczone zakazami dotykania, smakowania, bezpośredniego obcowania z przedmiotem, ideą, wyobrażeniem. Do tego dochodzi zwiedzanie muzeum poprzez wysłuchanie opowieści, prezentowanej najczęściej przez właściciela kolekcji. Właśnie zmysłowe sfery, obok emocjonalnego przedstawienia, sytuują opozycyjnie sposoby definiowania dwóch typów muzeum. Dominujące dotychczas postrzeganie wzrokowe równoważone jest w prywatnym przedsięwzięciu nie tylko dotykiem, ale i muzyką, odgłosami, zróżnicowanym zapachem. Także odmienione estetycznie, będące często połączeniem targowiska rozmaitości z całkowicie synkretycznym łączeniem rodzajów przedmiotów, ich pochodzenia, faktur, wielkości, pierwotnego przeznaczenia.
Muzeum prywatne można potraktować jako opowieść o zbieraniu przedmiotów, których wartość mierzona jest emocjami, bez względu na ich policzalny wymiar. Najczęściej kolekcje i zbiory obejmują przedmioty z przeszłości, ale nie zawsze. Przykład kolekcji niematerialnych palindromów (ponad cztery tysiące!) burzy ten obraz. Istotą zbierania okazuje się nie rzecz sama w sobie, tylko zabiegi służące zachowaniu, ocaleniu, przechowaniu, utrwaleniu przedmiotów. Czy może to być forma unieśmiertelniania, a nawet zabiegów „magicznych”, dzięki którym gromadzone rzeczy/przedmioty pozwalają uwolnić się od czasu?
Jak się wydaje, sens tych przedsięwzięć to stworzenie kolekcji, uporządkowanie już zebranych przedmiotów w określony ład. Zjawisko kolekcjonowania i przedstawiania swoich zbiorów przybrało w Polsce pokaźne rozmiary. Próba opisania kilkunastu wybranych muzeów prywatnych, jak się okazało, tylko odsłoniła bardzo złożone i wyjątkowo emocjonalnie nacechowane praktyki, bliskie wspomnianych magicznych zabiegów, pełne pasji, przekonania, determinacji w „zdobywaniu i poszukiwaniu”, jak powiedział jeden z kolekcjonerów, czy „napędzane ciekawością”, jak twierdził Krzysztof Pomian. Na pewno w tym procesie udział biorą zarówno ci, co swoje kolekcje zbierają i przedstawiają, jak i uczestnicy tych przedstawień.
Muzea prywatne to zjawisko niewątpliwie obrazujące zmianę, która zachodzi w praktykowaniu kultury w Polsce. Podejmując temat muzeów, dotykamy problematyki pamięci i miejsc jej przechowywania, zarazem tworzenia. Szczególnie inspirująco o procesie zapamiętywania pisali Aleida i Jan Assmannowie. Między innymi rozróżnili oni rolę ustnych i pisemnych mediów pamięci, a Aleida Assmann określiła jako dwa podstawowe źródła pamięci kulturowej: ars (sztuka zapamiętywania, mnemotechnika) i vis (szereg działań i artefaktów budujących lub utrwalających tożsamość zbiorową). Wskazała na istnienie opozycji między historią a pamięcią w dyskursie dotyczącym zapamiętywania („historia sytuowana w ars a pamięć w procesach vis”). W muzeach prywatnych zdecydowanie dostrzec można, że pełnią one rolę zarówno magazynów, jak i miejsc wytwarzania pamięci.
Monika Maciejewska, Longin Graczyk – autorzy raportu „Muzea prywatne / kolekcje lokalne”, dokumentującego i podsumowującego badania muzeów prywatnych jako nowej przestrzeni kulturowej, prowadzone w roku 2012 przez Fundację Ari Ari. Obecnie kontynuują badania, skupiając się na muzeach społecznych w Polsce.
Monika Maciejewska: kulturoznawca (IKP UW). Współtworzy Fundację Ari Ari. Koordynuje realizację programów badawczych i edukacyjnych, szczególnie zaś dba o ich stroną estetyczną, od detalu po szeroką prezentację. Są to takie projekty, jak choćby: „Spis podróżny. Ormianie w Polsce”, „E-learning ormiański w Polsce”, „Kurenda – o obyczajach wsi kujawskiej”, „Piper / Jasiński. Śledztwo w historii”, „Włocławskie Memory”, „Warszawskie Memory”, „Symbole walczące”, „Audiodeskrypcje ormiańskie”.
Longin Graczyk: kulturoznawca, etnolog (UAM Poznań i IS PAN). Współtworzy Fundację Ari Ari. Przygotował, realizował i koordynował kilkanaście projektów w Polsce i za granicą, zaczynając od cmentarzy polskich Ormian w Kutach na Ukrainie i ewangelików na Kujawach, poprzez przyglądanie się codzienności Ormian, Tatarów, Karaimów w Polsce, badania etnograficzne na Kujawach, Podlasiu, w Wielkopolsce i Internecie, po współtworzenie programów pomocowych dla niewidomych w Armenii, Gruzji i Azerbejdżanie. W wolnym czasie kończy rozprawę doktorską Tożsamość poza terytorium. Mniejszości marginalne w sieci internetowej.
0 KOMENTARZY